8.02.2014

Crazy Life with Guns N' Roses. Rozdział II cz.1



 Rozdział dedykowany użytkowniczce Anonimowy. Dzięki za krótki, choć motywujący komentarz :*

Obudziłam się i spojrzałam na zegarek, który zawsze miałam na ręce. Była 9:10. Nigdy nie spałam tak długo. Wstałam powoli i cicho, żeby nikogo nie obudzić i wyszłam przez uchylone delikatnie drzwi. Skierowałam się do salonu. Widok, który tam zastałam mnie trochę rozbawił. Izzy leżał na kanapie, Slash i Duff na materacach, biedny Steven musiał zadowolić się podłogą. Wciąż jednak nie było Axla. Nie chcąc ich budzić, poszłam ubrać się do sypialni. Założyłam na siebie koszulkę Black Sabbath oraz czarne legginsy. Na nogach miałam czarne, luźno zawiązane trampki. Gdy już się ubrałam, poszłam do łazienki, by zrobić makijaż i się uczesać. Po chwili znów weszłam do salonu. Była 9:40, a ja nie wiedziałam zbytnio, co mam teraz robić. Nagle zrobiłam się strasznie głodna. Poszłam więc do kuchni i zajrzałam do lodówki. Można by powiedzieć, że praktycznie świeciła pustkami. Znalazłam tam tylko jakieś stare zepsute mleko, które od razu wrzuciłam do kosza, spleśniały ser, pełno piwa i jakiegoś dziwnego wina, butelkę wódki, masło i kawałek pizzy zawinięty w sreberko. Jedynie ostatnia rzecz nadawała by się do zjedzenia, ale postanowiłam szukać dalej. Zajrzałam do wszystkich szafek, ale znalazłam tylko orzeszki solone, popcorn do zrobienia w mikrofali (którą o dziwo posiadali), pięć paczek chipsów i ciasteczka. Co jeszcze bardziej mnie zdziwiło, wszystkie były w terminie, ale jakoś niczego nie chciałam jeść na śniadanie.  Moją ostatnią deską ratunku była zamrażarka, ale jak się okazało, również pusta, nie licząc kostek lodu. Wyciągnęłam więc pizzę i włożyłam ją do mikrofalówki. Do elektrycznego czajnika nalałam wody i włączyłam go. Do kubka, który stał na blacie razem z wszystkimi innymi naczyniami, wsypałam kawę, którą znalazłam na parapecie. Gdy miałam już gotowe śniadanie zabrałam się za jedzenie. Pizza nie była dobra; więcej: była po prostu ohydna. Ale jakoś ją przemęczyłam. Po zjedzeniu wymyłam naczynia i odstawiłam wszystko na miejsce. Na zegarku była godzina 10:15. Czas nie mijał zbyt szybko, a ja strasznie się nudziłam. Zajrzałam znów do salonu. Chłopacy wciąż spali, jedynie Slash spadł z materaca. Wtedy moją uwagę przyciągnęło coś, czego nie zauważyłam wczoraj. Były to drzwi do wyjścia na zewnątrz, umiejscowione przy oknach. Podeszłam więc tam cicho i otworzyłam je. Gdy wyszłam i zeszłam po schodach, zobaczyłam mały obszar trawnika, o powierzchni mniej więcej takiej jak Hellhouse. Stał tam zardzewiały grill i drewniany stół. Od razu pomyślałam, że Gunsi mają tu wystarczająco dużo miejsca, by powiększyć Hellhouse... Szybko zrobiło mi się zimno, bo byłam bez kurtki ani bluzy. No tak, jednak w Holandii jest zimnej niż w Kanadzie… Wróciłam do środka. Po chwili zastanowienia postanowiłam wyjść gdzieś i lepiej poznać okolicę. Ubrałam na siebie kurtkę i lepiej zawiązałam trampki. Chwyciłam torbę i wyszłam z Hellhouse. Nie zamknęłam drzwi, bo niestety nigdzie nie znalazłam klucza. Stanęłam na tarasie i postanowiłam pójść w lewo. Od razu przypomniałam sobie drogę, którą wczoraj szłam z Izzym. Dzień był słoneczny, ale wiał zimny wiatr. Teraz mogłam przyjrzeć się otoczeniu. Mijałam w większości stare, wysokie kamienice, a ulice były wybrukowane, co wszystkiemu nadawało XIX wieczny klimat. Po 15 minutach doszłam do centrum. Było tu dużo sklepów i restauracji. Te, które najbardziej rzucały się w oczy, to Hard Rock Cafe i KFC, którego wczoraj jakoś nie zauważyłam. Znalazło się też kilka pizzerii i kawiarni, więc z głodu na pewno nie umrę. Moją uwagę przyciągnęły stragany. Podeszłam do jednego z nich i kupiłam jabłko. Zjadłam je szybko i weszłam w jakąś małą uliczkę. Prowadziła ona nad kanał. 

Szłam wzdłuż niego w stronę, z której przyszłam i zachwycałam się widokami. Wszystko tu było jakieś spokojne, ludzie uśmiechnięci jeździli na rowerach… Całkiem inaczej niż w miastach w Kanadzie lub USA. Czasami kanałem przepływały łódki. Ludzie na nich płynący machali do tych na lądzie. W Ottawie (a tym bardziej w Nowym Jorku, w którym często bywałam) ludzie puknęli by się w czoło i uważali ich za idiotów, albo kompletnie ignorowali. Tu było inaczej. Przechodnie machali i uśmiechali się, od czasu do czasu coś krzycząc. Na chodnikach mieszkańcy ustawiali krzesła lub nawet kanapy i wszystkim mówili „Hello”. Bardzo mi się to podobało, więc im odpowiadałam. W końcu doszłam do jakiegoś osiedla nad kanałem. Domy były nowoczesne, z brązowej cegły. Niedaleko nad kanałem był czerwony most. Miałam okazję zobaczyć, jak się podnosi. Nagle zauważyłam szerokie schody prowadzące prosto do wody. 

Poszłam tam i usiadłam na nich. Było mi bardzo przyjemnie, gdy machałam nogami, uważając, żebym nie zamoczyła butów. Czułam się jak małe dziecko. Nagle wszystkie problemy zniknęły, przestałam o nich myśleć. Byłam tu drugi dzień, a już pokochałam to miasto. Czułam, że odnajdę tu spokój.  Na razie nie chciałam nawet zerknąć do Internetu, choć podejrzewałam, że pod moim postem już zaczęły się dyskusje. Pewnie pojawiłam się też na portalach plotkarskich. Nienawidziłam ich. Potrafiły zniszczyć człowiekowi życie… Ale z drugiej strony rozumiałam, że paparazzi po prostu muszą tak zarabiać. Jednak i tak na razie nie chciałam otwierać laptopa. Siedziałam tak dłuższą chwilę i myślałam o niczym. Wyrwałam się z zamyślenia i spojrzałam na zegarek. „Dłuższa chwila” trwała półtorej godziny! Była już prawie trzynasta. Wstałam, odwróciłam się, po czym poszłam przed siebie. Na wyczucie skręciłam w prawo i zobaczyłam, że na tej ulicy znajduje się Hellhouse. Cieszyłam się, że tak blisko mnie znajduje się tak wspaniałe miejsce. Znalazłam dom bardzo szybko. Pospiesznie weszłam do środka, bo pomyślałam, że może obudzili się i zaczęli mnie szukać. Myliłam się jednak i to bardzo. Ściągnęłam kurtkę i poszłam do salonu. Wszyscy spali w najlepsze, jedynie Slash już całkiem spadł z materaca. Podeszłam do Izzy’ego i chciałam go obudzić. Dotknęłam go w ramię i powiedziałam:
- Izzy, obudź się!
Chłopak powoli otworzył oczy i spojrzał na mnie. Podniósł się i chwycił za głowę.
- Avril? – powiedział, ziewając. – Która godzina?
- Pierwsza – odpowiedziałam. – W dzień – dodałam, widząc jego zdziwioną minę. Chyba jeszcze się do końca nie wybudził…
- To już?! – krzyknął. – Kurwa, przespałem połowę cennego dnia!
Spojrzał na mnie jak jakiś opętany i wstał szybko. Zorientowałam się, że oni wszyscy śpią w ubraniach! To było dla mnie dziwne, ale chyba będę musiała się przyzwyczaić…
- Połowa dnia… połowa dnia – powtarzał Izzy w kółko. – A co by było gdyby te godziny, które przespałem, miałyby być moimi ostatnimi? Na przykład, wyobraź sobie, teraz wybuchłaby tu bomba. A ja co? Zamiast w tych ostatnich godzinach robić coś pożytecznego, na przykład napisać piosenkę albo coś zjeść, ja spałem!
No muszę przyznać, że byłam zszokowana filozoficzną wypowiedzią Izzy’ego.  Nie spodziewałabym się czegoś takiego właśnie z jego ust. Jedyne, co mogłam w tej chwili powiedzieć, to:
- W sumie racja…
- Izzy, przestań pieprzyć głupoty! – Duff właśnie się obudził. – Idź z tą całą filozofią w cholerę! Niektórzy chcą tu spać… - w tym momencie głośno ziewnął. Izzy wystawił mu język (tak, wiem, całkiem jak banda bachorów...).
- A wiesz, która godzina? – zapytał z sarkazmem. – Pierwsza w dzień!
Powiedział to z takim dramatyzmem, że wybuchnęłam śmiechem. Po chwili również Slash to zrobił, co oznaczało, że już się obudził.
- Ok, Izzuniu, nie dramatyzuj – powiedział. – Całe życie przed tobą…
Tym razem Duff roześmiał się tak głośno, że obudził Stevena. Blondyn podniósł głowę z podłogi.
- Mamo… - wyszeptał cicho, chyba jeszcze przez sen. – Gdzie zabrałaś mojego misia???
Slash i Duff parsknęli śmiechem, Izzy zarechotał. Ja również nie mogłam się powstrzymać.
- Steven – powiedziałam słodkim głosem. – To ja, twoja mama… Mam dla ciebie smutną wiadomość. Misiu nie żyje. Zginął wczoraj, bo wpadł pod pociąg.
Steven od razu oprzytomniał. Zrobił taką minę, że chłopacy zaczęli turlać się ze śmiechu.
- Głupie żarty – burknął obrażony Stevie, po czym rzucił we mnie poduszką. Ja również śmiałam się głośno.
- Kurwa, mój brzuch – mówił Duff pomiędzy kolejnymi falami śmiechu. – Nie wyrobię…
Gdy już się trochę opanowaliśmy, chłopacy wstali w końcu z materaców. Duff wszedł do łazienki, a reszta ustawiła się pod drzwiami w kolejce. Pierwszy stał Slash, za nim Izzy, a na końcu Steven. Byłam strasznie zdziwiona tym zorganizowaniem, bo nie spodziewałabym się czegoś takiego po Gunsach.
- Wy tak zawsze?- zapytałam z niemałym rozbawieniem.
- A jak! Porządek musi być – powiedział Steven z mądrą miną na twarzy. – Ciekawe tylko, dlaczego ja jestem ostatni…
- Nie marudź, Steven, ciesz się, że w ogóle cię tu wpuszczamy – odpowiedział mu Izzy. – Wszędzie, gdzie jesteś, zawsze jest bałagan…
- Dokładnie! – krzyknął Duff z łazienki. – On wszędzie naśmieci!
- Wcale nie! – Steven był oburzony. – Ja zawsze po sobie sprzątam. To wy zawsze nabrudzicie, a potem wina spada na mnie! No chyba coś jest z nimi, kurwa, nie tak, prawda?! – zwrócił się do mnie. Wzruszyłam ramionami i zrobiłam obojętną minę.
- Nikt mi nie wieeeeeeerzy!!! – zaczął płakać Steven. – Jestem na tym świecie saaaaaaam!!! Nikt mnie nie koooooooooocha!!!!!!!
- Popcorn, zamknij ryja, bo uszy pękają! – wydarł się Slash, wypuszczając przy okazji papierosa z ust.  – Idź lamentować gdzie indziej.
Steven momentalnie się opanował. Spojrzał na Slasha z wyrzutem.
- Jakoś jak Axl drze mordę w „Welcome to the Jungle” to nikomu to nie przeszkadza! – krzyknął.
- Co to jest? – zapytałam ze zdziwieniem.
- Axl? To ta ruda pała – powiedział Steven.
- Wiem, kto to Axl… - mruknęłam. – Ale co to jest „Welcome to the Jungle”?
- To nasz utwór – wyjaśnił Slash. – O Los Angeles. Chociaż, jeśli spotkałaś Rudego, to pewnie uświadomił ci, że „Los Angeles to popieprzona dżungla” – Slash naśladował głos Axla i muszę przyznać, że świetnie mu to wychodziło.
- Tak, nawet to wykrzyczał… - zaśmiałam się.
- A tak w ogóle to gdzie jest Rudy? – zapytał Izzy – Widziałaś go może?
Przypomniałam sobie ostatnie kilka godzin.
- Rano go nie było – odpowiedziałam. – A później wyszłam i nigdzie go nie widziałam.
- No nieźle… - mruknął Steven. – Pewnie wróci poobijany. Wiesz, on zawsze pakuje się w kłopoty – zwrócił się do mnie. – Po prostu nie panuje nad emocjami. Przyjebie każdemu, mówię ci, nawet silniejszemu od niego. Ogólnie to dobrze, ale gorzej jak tamten mu odda. A zazwyczaj oddaje.
- Z dwa miesiące temu nawet złamali mu nogę – do dyskusji włączył się Duff, który akurat wyszedł z łazienki. – Wrócił o trzeciej w nocy i jęczał z bólu. A potem nawet podziękować nie umiał.
- Za co? – zapytałam.
- Za to, że pojechaliśmy z nim na pogotowie – powiedział Slash. – Nawet samochodu nie mamy, to musieliśmy jechać tramwajem. Wyszliśmy na bandę świrów. Oczywiście on się upierał, że nic mu nie jest, a potem się okazało, że noga złamana. Jeszcze był oburzony, że musi zostać dwa dni w szpitalu i przez trzy tygodnie chodzić w gipsie. Pretensje sobie wymyślił… - dodał pod nosem, po czym zniknął w drzwiach łazienki. Wyczułam, że między Axlem a chłopakami nie jest najlepiej, ale wolałam nie wypowiadać się na ten temat. Nagle usłyszałam pierwsze dźwięki „Run to the Hills”. Dzwonił mój telefon. Poszłam do sypialni, zostawiając Izzy’ego i Stevena w korytarzu. Wygrzebałam telefon z torby i spojrzałam na wyświetlacz. Dzwonił manager. „ O kurwa” – pomyślałam. Serce zaczęło mi bić mocniej. Nie mogłam przecież odebrać. Nacisnęłam czerwoną słuchawkę i wyłączyłam telefon.  Wrzuciłam go na same dno torby i otworzyłam laptopa. Sama się zdziwiłam, gdy to zrobiłam. A starałam się o tym nie myśleć… No cóż. Weszłam na Facebooka, a później na Twittera. Czytałam komentarze rozżalonych fanów. Nie chciałam nawet na nie odpisywać. Przecież napisałam, że kończę karierę, prawda? Ale niestety, moje poczucie winy narastało. Może nie powinnam tego robić? Może powinnam wrócić do domu, napisać że to pomyłka… Ale to już się stało i nie mogłam tego odkręcić. Włączyłam więc YouTube i wstukałam „Sad But True”. Tak, ta sytuacja była smutna, ale również prawdziwa. Ta piosenka oddawała wszystkie moje emocje. Gdy tylko się skończyła, zamknęłam laptopa i włożyłam go do szafy, po czym wyszłam z sypialni. Gunsi znów siedzieli na kanapie. Tym razem oglądali wiadomości. Czyżby interesowali się polityką? Nie, jednak nie. Gapili się bezmyślnie w telewizor i chyba nawet mnie nie zauważyli.
- Duff, weź to wyłącz! – krzyknął po chwili Steven, powodując tym samym, że wszyscy poderwali się do góry. – Przecież nie będziemy oglądać wiadomości.
- Właśnie że będziemy – hm, widocznie Duff był tu „panem pilota”. – Chcę wiedzieć, co się dzieje na świecie. A przy okazji trochę się dokształcisz, Popcorn.
- Nie mów tak do mnie! Wiesz, że tego nienawidzę! – powiedział oburzony Steven, który najwyraźniej miał przezwisko Popcorn.
- Dobra, nie rzucaj się tak – Duff oddał mu pilota. – Włącz coś, tylko porządnego.
Steven od razu się ucieszył. Włączył kanał z bajkami dla dzieci.
- Oooooo! – krzyknął uradowany. – „Dora poznaje świat”!
Chłopacy spojrzeli na niego jak na idiotę.
- Steven, błagam… - powiedział Izzy. Jednak nie minęła sekunda, a Steven już śpiewał z Dorą.
- Yes, we did it! We did it! Yes, we did it! We did it! Śpiewajcie razem ze mną! – Steven wstał z kanapy i zaczął skakać. Wyglądało to przekomicznie, naprawdę. Zachowywał się jak małe dziecko. Duff, najwyraźniej korzystając z okazji, wziął mu pilota i wyłączył telewizor. Nie obyło się to oczywiście bez oburzenia Stevena.
- Co ty robisz?! Włącz mi Dorę! Piosenka jeszcze się nie skończyła! – krzyczał rozpaczliwie.
- Kurwa, Popcorn, co ty brałeś? – zapytał Slash z nieukrywaną pogardą.
- No… - Steven zastanowił się moment. – Trochę marihuany przed chwilą.
- Trochę? Człowieku, ile ty tego w siebie wpychasz?! – Duff zrobił się nerwowy. – Zacznij zachowywać się w końcu jak dorosły! Nie mam zamiaru mieszkać z takim ćpunem!
Ostatnim zdaniem widocznie trafił w dziesiątkę. Slash odchrząknął, a Izzy drgnął niespokojnie.
- Wychodzę. – oznajmił Steven i przeszedł triumfalnie koło mnie, nawet się nie odzywając. Wtedy właśnie Gunsi mnie zauważyli.  
-----------------------------------------------------------------------------------------------
Na początek strasznie Was przepraszam z całego mojego serca! Przepraszam, że tak długo czekaliście na rozdział! A gdy już się pojawił to tylko w jednej części... Ale nie martwcie się, cz.2 już się szykuje! No i muszę się wytłumaczyć: w styczniu nie miałam czasu, urwanie głowy w szkole po prostu. A 31.01 poślizgnęłam się i miałam złamaną kość ogonową :(. A teraz minął tydzień ferii i oto jest wynik mojej pracy. 
Osobiście, niezbyt podoba mi się ten rozdział, ale czekam na Wasze opinie. Jeszcze raz bardzo przepraszam i dziękuję za wszystkie pozostawione komentarze!
Lidia
 

3 komentarze:

  1. Bardzo fajny rozdział, taki pozytywny ;)
    Podoba mi się całość. Stworzyłaś zgrabne opowiadanko, które mam nadzieję porządnie rozwiniesz i zaskoczysz nas nagłymi zwrotami akcji. Na obecną chwilę mogę powiedzieć jedno : JEST ŚWIETNIE :D
    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Zapraszam na bloga ze zmienioną nazwą:
    http://november-rain-story.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  3. super! bardzo podoba mi się twoje opowiadanie! czekam na nowy rozdział!

    Martyna <3

    OdpowiedzUsuń

Jeśli chcesz, skomentuj. Każdy komentarz (nawet ten negatywny) mobilizuję mnie do dalszej pracy! Pisz szczerze, ale bez "hejtów", bo tego nie toleruję. Wyraź swoją opinię, nawet nie wiesz ile to dla mnie znaczy! Z góry dziękuję za KAŻDY pozostawiony komentarz.